Klasycyzm – pozytywizm – … socrealizm

Maurrasowska apologia klasycyzmu i krytyka romantyzmu ma walor wyłącznie partykularny, w odniesieniu do Francji, gdzie klasycyzm był estetyką monarchii absolutnej. Wszędzie indziej, od Portugalii i Hiszpanii po Polskę i Rosję, klasycyzm (może dlatego, że o stulecie późniejszy) był bratem syjamskim oświecenia, liberalizmu i wolnomularstwa, estetycznym wehikułem „cywilizowania i europeizowania” przez Pana Podczaszyca w dwukonnej karyjolce i innych fircyków w perukach z harcapem. Cóż to jest na przykład klasycyzm po polsku: wyśmiewający Sarmatów „Monitor” (praprzodek „Gazety Wyborczej”), wolteriańskie poematy bpa Krasickiego, Trembeckiego i Węgierskiego, Jasiński – „młodzian piękny i posępny”, jak duplikat Saint-Justa. I na odwrót: we wszystkich tych krajach konserwatywny i kontrrewolucyjny jest niszczony przez klasyków barok, sprzężony z kontrreformacją i tradycją partykularną (u nas sarmacką) oraz neomediewalny, reakcyjny i tradycjonalistyczny nurt romantyzmu: Donoso  Cortés czy Zorrilla w Hiszpanii, Burke, Coleridge, Scott czy Ruskin w Anglii i Szkocji, Schleglowie, Novalis, Brentano, Baader, Eichendorff, Grillparzer, Werner w Niemczech i Austrii, Gołuchowski, Rzewuski, Krasiński w Polsce, słowianofile i Tiutczew w Rosji itd.

Podobnie rzecz się ma z w ogóle najbardziej problematycznym składnikiem maurrasizmu, czyli z jego pozytywizmem. Maurras powydłubywał sobie jak rodzynki z ciasta to, co wydawało się konserwatywne u Comte’a i jął to pod nazwą „empiryzmu organizacyjnego” aplikować do „unaukowienia monarchizmu”, że jest on rzekomo zgodny „najnowszymi ustaleniami” nauk przyrodniczych i socjologii. To był nawet dobry chwyt perswazyjny w stosunku do pierwszego pokolenia ofiar przymusowej, republikańskiej i laickiej szkoły (vide: Wykorzenieni  Barresa), żeby ich do monarchizmu przyciągnąć podług znanego im sposobu argumentowania, ale dziś możemy się tylko pobłażliwie uśmiechnąć słysząc o tej la monarchie scientifique, bo wiemy dobrze, ze wszystkie „najnowsze ustalenia” nauk dziś są właśnie dyskutowane i obalane, a jutro będą w magazynach muzeów historii nauki, interesując jedynie myszy.

I dokładnie tak samo, wszędzie na świecie, nie tylko w Europie, pozytywizm okazał się najskuteczniejszą metodą dokonywania odgórnych rewolucji liberalnych przez masonerię. To pozytywiści na czele z prof. Bragą obalili monarchię w Portugalii i wypędzili z kraju biskupów oraz zakonników. To pozytywiści obalili monarchię i ustanowili tzw. Starą Republikę w Brazylii, przyjmując nawet hasło Comte’a Porządek i Postęp za jej dewizę na sztandarze. To pozytywiści meksykańscy, występujący tam jako científicos, skonsolidowali antyklerykalny reżim liberalny za czasów porfiriato, głównie poprzez stworzenie laickiego systemu edukacyjnego wszystkich szczebli. A cóż to jest pozytywizm polski (tzw. warszawski) Świętochowskiego, Wiślickiego et cons.? To atak na “szlachetczyznę”, “klerykalizm” i “obskurantyzm” oraz “zniżenie ideałów” do groszoróbstwa. To pozytywizm warszawski umocnił ostatecznie tę zmorę duszącą polskie życie, jaką jest “postępowa inteligencja”, będąc pomostem pomiędzy edukatorami oświeceniowymi a tymi, którzy za Krońskim uznali, że można przy pomocy sowieckich karabinów wyzwolić Polaków z alienacji. A dziś ich późne wnuki chodzą na manifestacje KOD-u i walczą z “okupacją watykańską”. Całą “mądrość” tej formacji streszcza słynny dwuwierszyk Światosława Karpińskiego, że w Polsce jest “za dużo święconej wody / za mało zwykłego mydła”.

Jacek Bartyzel