Strach przed wielkim wodzem

Śmiejące się dzieci, szczęśliwe matki, dumni ojcowie w mundurach, oraz kwitnące łąki i dymiace kominy. A w tle Wielki Wodz Kim-ir-Sen oraz jego syn Kim-Jong-il, „Ojciec Narodu” – wymagający, ale też z wielka miłością oraz czujnością spoglądający na swój komunistyczny raj. Jeszcze w poprzedniej PRL-owskiej epoce, wielu z nas było przekonanych, że tak wygląda idylliczne życie szczęśliwych mieszkańców w Koreańskiej Republice Ludowo-Demokratycznej.

 

Kim Jong Ryul także niestety zna te obrazy, i nie zna ich bynajmniej z wiedeńskiego Muzeum Sztuki Stosowanej, gdzie wlaśnie pierwszy raz na Zachodzie je wystawiono. Wystawa pod tytulem „Kwiaty dla Kim-ir-Sena”, w Austrii już wywołała dużą falę kontrowersji, ale Kim Jong Ryul miał to wątpliwe „szczęście”, że takie propagandowe obrazy musiał przez wiele lat ogladać za darmo; w szkole, w życiu codziennym, tam u siebie w Korei Północnej. Bo Kim Jong Ryul jest ucieknierem z komunistycznego raju.

 

Dla Kima koreańska codzienna rzeczywistość to zimno, głód, strach przed denuncjacją, więzienia, obozy pracy.

W 1993 zdecydował się ostatecznie, że opuści ten kraj raz na zawsze, nawet jeżeli konsekwencje tego, będzie musiała ponosić jego rodzina w KRLD. „Ten kraj to jedno wielkie gówno” – opowiada dzisiaj 75-letni ucieknier z Korei – „- Dyktator opływa w luksusach, a naród żre kurz”.

 

Kim Jong Ryul miał to szczęście, że sam, dzięki temu że przez 25 lat wiernie służył swemu komunistycznemu Wodzowi, mógł żyć na takim poziomie o jakim przeciętny Koreańczyk może tylko pomarzyć. Jako absolwent studiów technicznych w NRD, otrzymał specjalne zadanie od północnokoreanskich służb specjalnych. Uzbrojony w paszport dyplomatyczny i sporą gotówkę podróżował po Europie i organizował zakup urządzeń i części zamiennych do nich, które to objęte były embargiem na export do KRLD.

Nie było to zadanie szczególnie trudne, gruby plik gotówki robił swoje. Nie bylo problemu, aby sfinalizować zakup wykrywaczy metalu z Niemiec, sieci telefonicznych, pistoletów czy tlumików ze Szwajcarii. Jedyne co musiał sobie odpuścić, to technologia rakietowa – zachodnie służby specjalne były nie do przeskoczenia w tym temacie.

 

Na poczatku lat dziewiećdziesiątych, sytuacja w Korei Północnej była beznadziejna. W stolicy kraju włączano wodę na 2 godziny w ciągu doby a Kim Jong Ryul widział nieraz ludzi, gotujących zupę z kory drzew. Wtedy dojrzała w nim myśl, że trzeba uciekać.

Okazja nadażyła się jesienią 1993. Kim został kolejny raz wysłany w podróż służbową do Wiednia. W drodze na zaplanowaną kolację w Bratysławie sfingował wypadek w ten sposób, że jego towarzysze uwierzyli że zginął w nim tragicznie. Ukrył się na austriackiej prowincji, gdzie za niewielkie pieniądze wynajął niewielkie mieszkanie.

Sąsiadom przedstawiał się, jako Japończyk o imieniu Emil. Przez 16 lat żył w Austrii nielegalnie, ukrywając się zarówno przed austriacką policją, jak i przed koreańskimi służbami specjalnymi. Bywało, że ze strachu rzadko wychodził z mieszkania.

 

Po wielu latach opowiedział swoją historię pewnemu austriackiemu dziennikarzowi a ten postanowił, że powinni napisać książkę na ten temat. I akurat w dniu w którym w Wiedniu otwarto wystawę pt „Kwiaty dla Kim-ir-Sena”, Kim Jong Ryul otrzymał azyl polityczny w Austrii. Teraz towarzysze w Korei już wiedzą, że żyje.

 

Koreański uciekinier nadal nie ma kontaktu ze swoją rodziną w KRLD, nawet nie wie czy żyją, czy spotkały ich jakieś represje ze jego zdradę. Ale już nie musi się obawiać austriackiej policji, spacerując ulicami austriackich miast. Jedyne czego może się obawiać, to skrytobójczych kul koreanskich słuzb specjalnych i jest tego w pełni świadomy.

„Ojciec narodu” wśród swych boskich przymiotów jednego nie ma na pewno – miłosierdzia.

 

za Basler Zeitung

Prosto w oczy