JAK WYCHOWAĆ FRUSTRATA?

Kiedy zaczyna się dyskusja o wychowaniu i edukacji, zazwyczaj w pierwszej kolejności przywołany zostaje system szkolnictwa publicznego i jego porażki. Przed oczyma stają nam wydarzenia związane z przemocą w szkole: bandyckie wręcz walki pomiędzy uczniami, znęcanie się nad słabszymi rówieśnikami, załamania nerwowe i samobójstwa nastolatków. Do tego obraz godny pożałowania – nauczyciel z koszem na głowie. Nie sposób odmówić słuszności wielu krytycznym opiniom na temat panującego obecnie systemu edukacji oraz pogłębiającego się chaosu w placówkach oświatowych.

Zanim jednak przystąpimy do druzgocącej krytyki fatalnie przygotowanych i skutecznie ogłupianych przez różnego rodzaju „europejskie” programy pedagogiczne nauczycieli, zwróćmy baczniejszą uwagę na wcześniejsze etapy, jakie w swojej podróży ku dorosłości pokonują nasi milusińscy.

Byłem niedawno świadkiem takiej oto sceny: trzydziestoparoletni mężczyzna stoi przed sklepową ladą, usadowiwszy uprzednio na niej swego trzyletniego synka. Chłopiec co chwila wrzeszczy wniebogłosy. Z drugiej strony nieco zakłopotana ekspedientka, która usiłuje obsłużyć petenta. Za tatą z trzylatkiem kolejka, a na ladzie malec, który chce uczestniczyć w zakupach ojca. Najpierw domaga się, by ten pozwolił mu naciskać klawisze w terminalu umożliwiającym płatności kartą. Szamotanina i wrzask dziecka trwają dłuższą chwilę, a ojciec mediuje z dzieckiem, by wreszcie sam mógł wpisać odpowiedni numer PIN. Zmieszana sprzedawczyni stara się być uprzejma, zaś ojcu wreszcie udaje się wcisnąć odpowiednie klawisze i… podaje wrzeszczącemu ciągle chłopcu urządzenie, aby ten w nagrodę mógł wcisnąć przycisk dla zaakceptowania transakcji. Jednak w tym czasie rozkapryszony maluch już zdążył się obrazić na tatę, który łagodnie i ciepłym głosem prosi go, by wreszcie nacisnął ten zielony guziczek. Ale nie, trzylatek śmiertelnie obrażony już guziczka nie wciśnie! Ekspedientka z łagodnym uśmiechem kwituje wszystko słowami skierowanymi do malca: Ale ty jesteś rozkrzyczany… A ojciec (sic!) z rozbrajającą szczerością odpowiada: Bo on wie, czego chce!

Na usta ciśnie się tylko jedno: ale czy tata wie, czego chce i kogo wychowuje? Czy to dziecko ma szanse dowiedzieć się, co znaczy autorytet i szacunek dla rodziców oraz innych ludzi? Pewne stare przysłowie mówi: Dobre dzieci są błogosławieństwem dla wszystkich, złe przekleństwem dla swych rodziców. Ten ojciec z pewnością odbierze w przyszłości swoją nagrodę od dziecka, którego nie wychowuje. Ale niestety, nie tylko on. To tylko jeden z coraz liczniejszych przykładów bezmyślnego lenistwa wychowawczego, beztroskiej krótkowzroczności i braku światła rozumu w jednym z najpoważniejszych zadań, jakim jest proces wychowania człowieka. Dlatego też coraz częściej na usprawiedliwienie zachowania, które w normalnych warunkach winno być temperowane, słyszymy z ust otumanionych rodziców słowa w rodzaju: To tylko dziecko. Cała ta promowana od wielu lat atmosfera bezstresowego wychowania, w którym od dziecka się już nie wymaga, a wszystko ma być dla niego zabawą, przygotowuje grunt pod anarchiczne społeczeństwo, złożone ze sfrustrowanych egoistów.

W końcu to tylko dziecko, które nie zna żadnych granic, idzie do szkoły, w której eksperymentalne programy nauczania zabraniają dyscyplinowania, a coraz częściej samego nawet oceniania. Sam nauczyciel, nawet gdyby chciał, staje często bezradny w zetknięciu z „dzikusem” otoczonym przywilejami i prawami ucznia, który w zasadzie już wymaga resocjalizacji, a tu serwuje się mu dalszy ciąg programowego zdziczenia. Przy tym rodzice zazwyczaj nadal pozostają bezkrytyczni wobec kolejnych „dokonań” swej pociechy i nie potrafią, czy już nie chcą, dostrzec prawdy o swym dziecku, a za wszelkie problemy wychowawcze winią cały świat z nauczycielem na czele.

Przy takim podejściu nie ma szans na wychowanie do życia w normalnym społeczeństwie. Coraz częściej możemy też być świadkami wydarzeń, o których kilka lat temu donosiły francuskie media, wywołując dyskusję nad przyszłością zatomizowanego społeczeństwa. Gdy Francję dotknęła fala zabójczych upałów, wiele starszych osób pozostawionych w samotności umierało bez żadnej pomocy. A kiedy ich ciała trafiały do kostnic, pozostawały tam całymi tygodniami, gdyż zajęte letnimi urlopami dzieci nie zgłaszały się po ich odbiór…

Żaden, nawet najlepiej skonstruowany system opieki społecznej nie pomoże, jeśli będziemy wychowywali zastępy egoistów, trwających w przeświadczeniu, że im się wszystko należy, a życie to nieustająca zabawa. W taki sposób przygotujemy potencjalnych samobójców, a w najlepszym razie frustratów, którzy w zetknięciu z problemami będą uciekać w narkotyki czy alkohol, zalegać na kozetkach różnych psychoterapeutów i łykać garściami proszki psychotropowe.